Miękki piasek, lazurowa woda, strome klify czerwieniejące w zachodzącym słońcu, najlepsze grillowane sardynki i wino płynące strumieniami. Nic dziwnego, że Algarve jest jednym z najpopularniejszych regionów Portugalii. Co warto tam odwiedzić, zwłaszcza jak się ma niedużo czasu?
Algarve to południowa część Portugalii, obejmująca pas nad wybrzeżem Oceanu Atlantyckiego, aż do najbardziej na zachód wysuniętego punktu w Europie – przylądka Świętgo Wincenta. Wypełniona pięknymi plażami, skałami fantazyjnie ukształtowanymi przez fale, oferująca pyszne jedzenie i dużo rozrywek – przyciąga turystów z całego świata.
My pojechaliśmy tam poza sezonem – w marcu, i mieliśmy ograniczony czas, ale staraliśmy się zobaczyć jak najwięcej. Co się nam spodobało, co zaskoczyło i gdzie chcemy wrócić?
Pełna trasa naszego wyjazdu do Portugalii wraz z mapą TUTAJ.
Jak podróżować po Portugalii?
Żeby być niezależnym i zobaczyć jak najwięcej, polecam wynająć auto. Po naszej ostatniej wyprawie na Islandię, ceny w Portugalii bardzo miło nas zaskoczyły. Koszty wynajęcia samochodu na cztery dni zaczynały się już od £11!
Koniec końców, po sprawdzeniu recenzji agencji, zdecydowaliśmy się na firmę Guerin, płacąc £21 za auto typu mini i odbierając je prosto z lotniska. Samochód okazał się być nową Toyotą Yaris i wszystko przebiegło w porządku, bez żadnych dodatkowych kosztów (poza depozytem zablokowanym na karcie kredytowej, około €1500, zwracanym po oddaniu auta – można go uniknąć wykupując droższe ubezpieczenie i zmniejszenie wkładu własnego w razie szkód, ale wtedy płaci się więcej na samym początku.)
Faro
Naszym pierwszym przystankiem i miejscem przylotu/wylotu było Faro. Główne miasto regionu, z dobrymi połączeniami lotniczymi, świetnymi restauracjami i nocnym życiem jest często odwiedzanie przez turystów.
Na mnie jednak Faro wywarło wrażenie małego, spokojnego miasteczka (zanim rozpoczęła się sobotnia noc ;)). Wąskie brukowane uliczki historycznej części, oddzielone wysokim murem, restauracje ze stolikami na zewnątrz, port jak z obrazka i kolorowo mozaikowe domy na każdym kroku.
Centrum miasta znajduje się ok. 10 min jazdy od lotniska. Jedną rzeczą, o której warto pamiętać, to, że po 23:00 można mieć problem ze znalezieniem restauracji serwującej normalny duży obiad, nawet w centrum. Ale na szczęście bary z tapas (małymi przekąskami) i puby wciąż podają jedzenie aż do 1:00 nad ranem (a z pewnością w sobotę). Na początku nie byliśmy do nich przekonani, ale okazało się, że wszystko było pyszne.
Zajadaliśmy się tradycyjnym daniem bacalao (gotowany dorsz), ośmiornicą z oliwą i kalmarami, popijając lokalnym winem. Polecam bar Aperitivo!
W sobotnią noc ulice miasta wypełniają się młodymi portugalczykami, kierującymi się do pubów i klubów. My zrezygnowaliśmy tym razem z imprezowania i słuchaliśmy odgłosów miasta z tarasu na dachu naszego hostelu, pijąc Vhino Verde (zielone młode wino).
Poranek powitaliśmy znów na dachu (uwielbiam dachy, mogę siedzieć na nich godzinami, obserwować ludzi na dole, myśleć i rozmawiać. Jak mieszkałam w Krakowie bywałam na różnych dachach i miło to wspominam).
Wschód słońca malował niebo na różowo i pomarańczowo, miasto powoli budziło się ze snu, bociany klekotały w pobliskich gniazdach. Chrupaliśmy słodkie pastel de nata (tradycyjne portugalskie ciastko), pijąc świeżo zaparzoną kawę na pustym dachu w promieniach budzącego się słońca – czego więcej potrzeba do idealnego rozpoczęcia wakacji?
Zatrzymaliśmy się w Airbnb. Dobra cena, czysty pokój, ogród, kuchnia i dwie łazienki na każdym piętrze i oczywiście wyjście na dach.
Nie masz konta na Airbnb? Kliknij tutaj żeby się zarejestrować i odbierz zniżkę na kolejny nocleg – można? Można!
Praia da Rocha
Nasz pierwszy “plażowy” przystanek to była Praia da Rocha w Portimao. Początkowo chcieliśmy się wybrać do jaskini Benagil, niestety wszystkie wycieczki były odwołane ze względu na wysokie fale.
Plaża nie wywarła na mnie specjalnego wrażenia, głównie ze względu na liczne hotele i sklepy usytuowane zaraz nad nią. Była jednak długa i szeroka, z ciekawie wyżłobionymi skałami i pionowymi klifami dookoła. Pomiędzy niektórymi z nich można było znaleźć ukryte przejścia i jaskinie prowadzące do drugiej części plaży – spokojniejszej od poprzedniej.
Dzięki restauracjom położonym na piasku, można jednak coś zjeść i wypić zimny napój patrząc jak żar spływa z nieba prosto na odkrytą przestrzeń (mimo, że to dopiero koniec marca). Skusiliśmy się na chrupiące grillowane sardynki, które są specjalnością regionu. Przyrządzone w całości, wraz z głową i wnętrznościami, są o wiele większe niż sardynki które można kupić w Polsce czy w Wielkiej Brytanii, ale są bardzo dobre.
Praia dos Três Irmãos
Niedaleko, w Alvor, znajduje się kolejna plaża – dos Três Irmãos, co dosłownie znaczy „plaża trzech braci”. Została tak nazwana ze względu na trzy wielkie skały wznoszące się niedaleko brzegu. Między nimi można także znaleźć małe jaskinie i naturalne wyżłobione tunele. Miejsce to wydało mi się o wiele spokojniejsze i mniejsze w porównaniu do poprzedniej plaży, była tu tylko jedna restauracja (ale obawiam się że w sezonie jest ich o wiele więcej).
Od strony lądu, plaża zamienia się w mały pas wydm, po których można pospacerować i popodziwiać widoki. Są tam też dwa spore parkingi, które tym razem stały puste.
Lagos
Naszym kolejnym przystankiem było Lagos, gdzie odwiedziliśmy trzy znane miejsca – Praia Dona Ana, Praia do Camilo i Ponta de Piedade (które tak naprawdę jest nazwą całego pasa wybrzeża dookoła Lagos). Nawet wróciliśmy tam kilka dni później, żeby zwiedzić je dokładniej – tak tam było pięknie.
Lagos jest jedną z najpopularniejszych miejscowości wybrzeża Algarve – najpiękniejsze plaże i dramatyczne klify przyciągają podróżnych. Domyślam się, że w pełni sezonu może być tam dość tłoczno. W marcu, miasteczko emanowało ciszą i spokojem. Bary i kluby wciąż były otwarte, ale świeciły pustkami. Na wybrzeżu można było spotkać jedynie kilkoro ludzi spacerujących plażą lub łapiących promienie słońca. W centrum dominowały brukowane uliczki i charakterystyczne kolorowe domy wyłożone mozaiką z płytek.
Zatrzymaliśmy się w Airbnb, trochę oddalonym od plaży – ok. 20 min piechotą, ale za to w pięknym domu z ogrodem, i za bardzo rozsądną cenę. Budynek należał do młodej australijskiej pary, która prowadziła także szkołę surfingową. Sypialnia była OGROMNA, taka też była przylegająca do niej łazienka i balkon. Żyrandole zwisały z sufitów, a skórzane fotele i antyczne meble dodawały powagi salonowi (którą z kolei równoważyły czapki basebollowe poukładane w gablotach ;)). Czułam się trochę jak w luksusowej rezydencji, jedząc kanapki na śniadanie przy ogromnym drewnianym stole.
Na obiad Australijczycy polecili nam małą lokalną knajpkę położoną niedaleko. Serwowali tam bardzo tanie i dobre jedzenie. Do wyboru było 10 zestawów, zawierających kanapkę z pieczonym mięsem, zupę, frytki i napój (alkoholowy) za całe €4 (lub mniej). Alex nie mógł się nadziwić czemu tak tanio ;) Spróbowałam tam Submarino, czyli piwa zmieszanego z Martini – to był pierwszy i ostatni raz kiedy widziałam je w menu ale smak miało ciekawy.
Ponta de Piedade
Tak nazywane są fantazyjne formy skalne na wybrzeżu dookoła Lagos. Piękne klify wyrzeźbione w wysokie kolumny wznoszące się nad piaszczystymi plażami, ukryte jaskinie i naturalne tunele. Pomarańcz skał kontrastuje tutaj z mocno turkusowym morzem i błękitnym niebem – rajski widok!
Praia Dona Ana
Znajdująca się w Lagos, to ta z tych najsłynniejszych. Z pewnością widzieliście ją gdzieś na pocztówkach czy tapetach w internecie. Nic dziwnego – szeroka plaża pokryta złotym piaskiem rozciągająca się po obydwu stronach drogi, z bursztynowymi skałami wznoszącymi się z morza, robi wrażenie. Praia Dona Ana jest jedną z większych plaż i w jej okolicy znajduje się sporo hoteli i restauracji – ale tym razem aż tak mi to nie przeszkadzało. Miejsce było tak ładne, że jedyne co chciałam robić to siedzieć na piasku, patrzeć na fale obmywające skały i słuchać krzyku mew (no może bez tych mew, za dużo mamy ich w Aberdeen).
Praia do Camilo
Kolejna z tych słynnych, ale tym razem o wiele mniejsza, za to z dłuższymi krętymi schodami prowadzącymi do jej piaszczystej części. Po przejściu przez skalne tunele dochodzi się do mniejszych oddzielonych kawałków – trzeba jedynie uważać, żeby przypływ nie odciął drogi powrotu. Na samym szczycie klifów znajduje się kilka restauracjii i z góry roztacza się niesamowity widok na całą okolicę. Po klifach wiodą także rozchodzące się w różne strony ścieżki, którymi można zwiedzić teren.
Na końcu wybrzeża znajduje się mała latarnia morska i długie zejście do podnóża klifów, skąd odpływają wycieczki małymi łódkami po okolicznych jaskiniach. Jak się okazało, wszyscy turyści, których do tej pory udało się nam omijać, zgromadzili się tutaj – na parkingu stało sporo aut i ogromny autokar. Nie pobyliśmy tam długo ;)
Sagres
Mała miejscowość popularna wśród surferów, co od razu widać w dużej ilości modnych knajpek ze zdrowym jedzeniem, nowoczesnym wystrojem i muzyką. Położona pomiędzy dwoma znanymi obiektami – Przylądkiem Świętego Wincenta i Punktem Sagres, ma ciekawą historię związaną z wczesną erą portugalskichodkryć. Portugalczycy odkryli wtedy kilka archipelagów na Atlantyku takich jak Azory czy Madeira, nową drogę do Indii i Brazylię, skolonizowali afrykańskie wybrzeże i wysłali pierwszą europejską misję do Chin i Japonii. Sporo się działo. Niedaleko miasta znajduje się Fort, który służył portugalczykom do obrony ich strategicznej pozycji na wybrzeżu.
Zatrzymaliśmy się w Sagres jedynie na obiad, w jednej z restauracji serwujących świeżo złapane ryby i owoce morza – kalmary i grillowana ryba rozpływały się w ustach.
Przylądek Świętego Wincenta
Najbardziej wysunięty na południowy zachód punkt Europy ma także historyczne znaczenie. Gdy był jeszcze częścią Rzymskiego Imperium, Rzymianie uważali to miejsce za magiczne. Twierdzili, że zachód był tam o wiele większy niż gdziekolwiek indziej, a słońce topiące się w morzu oznaczało kraniec świata. Później, w XV wieku, portugalskie ekspedycje wyruszały stamtąd w celu odkrywania nowych lądów i rozszerzania portugalskich ziem. Przylądek Świętego Wincenta był także kilkakrotnie napadany przez piratów i toczyło się tam kilka ważnych morskich bitew.
Współcześnie, latarnia znajdująca się na przylądku jest jedną z najsilniejszych w Europie, widoczną aż z oddali 60 km i wskazuje drogę statkom płynącym z Morza Śródziemnego.
Przylądek otoczony jest klifami wysokimi na 75 metrów i tworzy mieszkanie dla różnorodnych morskich stworzeń i ptaków. Latarnię morską można zwiedzać, znajduje się tam też małe muzeum opowiadające historię regionu, niestety było zamknięte podczas naszego pobytu. Po drodze do latarni można odwiedzić ruiny zamku i małą ładną plażę, popularną wśród surferów.
Monchique
Miasteczko i otaczające je wzgórza położone na północ od wybrzeża w Algarve. Zwiedzanie historycznego centrum, wycieczki po pagórkach, jazda na rowerze czy obserwowanie ptaków i przepięknych widoków, to tylko niektóre z dostępnych atrakcji. W okolicy znajdują się także naturalne gorące źródła (niestety nie daliśmy rady ich odwiedzić). A jeśli szukacie nowych pomysłów na obiad, który nie jest rybą, to spróbujcie lokalnego specjału – czarnej wieprzowiny.
Jechaliśmy przez kręte drogi, mijając niekończące się plantacje drzew korkowych i pomarańczy. Słońce chyliło się ku zachodowi znacząc krwistą ścieżkę na niebie. Bociany klekotały z wysoko położonych gniazd, lub brodziły wśród pól w poszukiwaniu jedzenia. Las parował gorącem dnia, delikatny wiatr poruszał gałęzie drzew. Mijaliśmy małe wioski, które zamieniały się w większe miasta im były bliżej wybrzeża.
Żałuję, że nie mieliśmy więcej czasu, żeby poznać tą okolicę lepiej, ale zdecydowanie bym tam wróciła.
Silves
Dawna stolica regionu Algarve, ze wznoszącym się nad miastem zamkiem, pięknymi budynkami i pozostałościami archeologicznymi, odgrywała ważną rolę w historii Portugalii. Miasto położone jest na wzgórzu na północ od miejscowości Lagoa i otoczone rzeką Arade, której serpentyny można podziwiać z zamku.
Wizyta w zamku jest bardzo interesująca i warto się tam wybrać, mimo, że teraz to już tylko głównie ruiny. Budynek pochodzi z XII wieku, kiedy to był mauretańską osadą. Bilety wstępu są tanie (kilka euro), a widoki wspaniałe. Zaraz obok zamku znajduje się katedra Silves, która została przekształcona z meczetu w kościół. Niedaleko położona jest restauracja Cafe Ingles, ze stolikami na zewnątrz i widokiem na katedrę, gdzie można zjeść pyszną marokańską Tagine z jagnięciny lub krewetki z sosem avocado.
Przylądek Świętego Wincenta wyznacza kraniec Algarve. Zdecydowanie warto odwiedzić ten wyjątkowy region, żeby zobaczyć rajskie plaże i spróbować lokalnych specjałów. Jeśli jednak nie przepadasz za tłumami – polecam wybranie się tam poza sezonem. Pływanie w morzu prawdopodobnie nie będzie możliwe, ale pogoda powinna być ciepła i słoneczna (my jednego dnia mieliśmy 30 stopni, co już było dla mnie za dużo).
Jedź do Portugalii i odwiedź Algarve – warto!
Like it? Pin it!
Z autem nie jest do końca tak jak piszesz. Depozyt jest blokowany jeżeli nie masz pełnego ubezpieczenia z zniesieniem wkładu własnego. Blokowali 1500 euro bo pewnie tyle wynosi udział własny w szkodzie. Ja zapłaciłem 146 euro za 7 dni ale właśnie z full ins i reduced excess więc na karcie żadnego depozytu mi nie zablokowano.
Zgadza się, masz rację – nie wykupowaliśmy dodatkowego zniesienia wkładu własnego, dlatego taka kwota była blokowana na karcie. Dzięki – dopiszę sprostowanie :)
Uwielbiam ALgarve. To jeden z najładniejszych regionów Europy. Mi chyba najbardziej spodobała się Praia de Marinha. Stosunkowo pusta, a z widokami, które zapierają dech w piersiach.
Sama byłam na początku października i wtedy polecam się wybrać – mało ludzi, piękna pogoda, ocean ciepły.
Z pewnością jeden z piękniejszych, aż mi się nie chce wierzyć, ze dotarłam tam tak późno! Plaże jak z obrazka :) byłaś gdzies w Portugalii poza Algarve tez?
O ile plażowanie nie kręci mnie tak bardzo, to jeśli miałabym szansę odwiedzić południowy region Portugalii, byłabym pierwsza w kolejce. Uwielbiam Portugalię i w marzeniach buduję tu sobie mały domek :) Gdziekolwiek się rozejrzysz, ten kraj ma tak niesamowity klimat!
Swoją drogą, podobne pieczone sardynki jadłam w Maladze. Czułam straszny opór, żeby jeść je tak po prostu – z całym kręgosłupem i wszystkim, co mają w środku, ale podobałam :D
Ps. Co to jest zielone wino :O?
Mam tak samo! Plażowiczka ze mnie żadna, ale plaże w Portugalii zachwycają – i o wiele bardziej wole takie z ciekawymi formami, niż po prostu płaskie z samym piaskiem.
Zielone wino to młode wino produkowane w Portugalii, nazwa odnosi się do jego świeżości, bo zazwyczaj trzeba je wypić w miarę szybko po wyprodukowaniu. Bylo OK, ale nie zapalałam do niego wielka miłością, ale próbowaliśmy tylko jedno :)
Wow! Nie wiem, dlaczego mnie tam jeszcze nie było!
Haha, ja tez sie zastanawialam co mi tak dlugo zajelo, zeby sie tam wybrac ;)
Cześć Aga,
właśnie jestem na wakacjach w Portugalii, a dokładniej w Algarve i korzystam z Twoich wpisów trochę jak z przewodnika ;)
Dzięki za przydatne informacje!
Jestem zakochana w Portugalii, jest przepiękna <3
Ooo, jak miło mi to słyszeć (czytać) :) Korzystaj ile się da, a jak potrzebujesz więcej info to pisz! :)
Pozdrów Portugalię ode mnie, ja też się zakochałam :D