[USA] Drogowe wojaże 1 – Skamieniały Las i Pstra Pustynia

Pustynia pokolorowana odcieniami tęczy. Skamieniały las z drzewami sprzed 200 milionów lat. Majestatyczny zachód słońca, magiczny wschód. Niebo pełnie gwiazd. Całkowita cisza, przerywana jedynie okazjonalnym ujadaniem kojotów. Jaki był pierwszy dzień (i noc) podczas moich drogowych wojaży po Stanach?

USA Drogowe wojaże – część pierwsza.

  • Alburquerque, New Mexico
  • Petrified forest National Park, Arizona
  • Painted Desert, Arizona
  • Route 66 and Flagstaff, Arizona

Na początku plan była taki, że jadę sama.

Bardzo chciałam ruszyć w tą podróż, jednak nie mogłam znaleźć nikogo, kto by mógł mi w niej towarzyszyć. Pomyślałam więc, że samotna podróż też może być ciekawa. Ale powiedzenie “kiedy podróżujesz, tak na prawdę nigdy nie podróżujesz całkowicie sam” w moim wypadku okazało się prawdą. Dzięki dość ciekawym zrządzeniom losu, podczas tej wyprawy spotkałam starych, dawno nie widzianych znajomych, a także poznałam mnóstwo nowych, świetnych ludzi, jednocześnie korzystając z możliwości podejmowania własnych decyzji, robienia tego co chciałam i delektowania się podróżą.

Dzień 1.

Loty i samoloty.

Cała podróż zaczęła się na lotnisku w Houston, gdzie, po spędzeniu w tym mieście miesiąca na szkoleniu, z małym plecakiem jako bagażem podręcznym, wsiadłam do samolotu, który miał mnie zabrać do Alburquerque (co za nazwa…) w Nowym Meksyku. Tam miałam spotkać się z dawno nie widzianym znajomym z mojej byłej uczelni – Władkiem, a potem podróżować parę dni razem.

Lot jak to lot, nie za długi, nie za krótki, w najmniejszym samolocie jaki kiedykolwiek widziałam (mniejszym nawet od samolotów Ryanaira!). Ale przynajmniej z przekąskami i napojami (United Airlines, bilet cenowo średni, bo to początek długiego weekendu – President’s Day w Stanach, ale najtańszy jaki mogłam znaleźć i jeszcze bezpośrednio i bezproblemowo). Udało mi się także zobaczyć piękny łańcuch górski i rozległą pustynię Nowego Meksyku podczas lądowania w Alburquerque.

Po kilku dodatkowych przygodach (lot Władka był opóźniony przez problemy z samolotem, nie mogłam się z nim skontaktować i nie miałam od niego żadnych wiadomości, więc czekałam kilka godzin na lotnisku, nie wiedząc czy się w ogóle spotkamy), w końcu dotarliśmy do salonu z samochodami do wypożyczenia, gotowi do rozpoczęcia wyprawy!

Mieliśmy tylko 4 dni na tą podróż razem, jedno auto, mało czasu i mnóstwo do zobaczenia. Na szczęście, po długiej dyskusji, doszliśmy do porozumienia gdzie chcemy jechać. Trasa była dość wymagająca, jak na tak krótki czas, jednak, udało się nam ją całą spełnić, co było nie lada sukcesem.

Pierwszy Park Narodowy.

Naszym pierwszym przystankiem (nie licząc McDonalda w poszukiwaniu wifi po drodze ;)) był Petrified Forest and Painted Desert National Park (Skamieniały Las i Pustynia Pstra) w Arizonie, gdzie planowaliśmy zostać na noc.

*Wujek dobra rada: przed założeniem, że spędzicie gdzieś noc, lepiej sprawdzić dokładne godziny otwarcia danego miejsca i kiedy trzeba tam być żeby dostać pozwolenie na rozbicie namiotu na terenie parku (tzw. Back country permit).

Jak możecie się domyślać, oczywiście nie sprawdziliśmy tego wcześniej i do bramy Parku dotarliśmy dokładnie o 16.50. Zgadnijcie o której była zamykana? Tak, o 17.00. I, jak się okazało, pozwolenie na dziki nocleg w parku (tzw. back country permit), musiało być wydane minimum na godzinę przed zamknięciem. Na szczęście, i ja i Władek zazwyczaj mamy głupie szczęście w życiu, które i tym razem nam pomogło. Strażnik parku na wiadomość o tym, że jesteśmy z Polski, że przyjechaliśmy taki kawał, żeby SPECJALNIE przespać się na środku tej pustyni i że obydwoje jesteśmy geologami – nie mógł się nie zgodzić :)

*Wujek dobra rada 2: Wstępy do większości Parków Narodowych w Stanach są płatne. Ceny wahają się od 10-25 dolarów. My (z naszym głupim szczęściem) za wstępy nie płaciliśmy, bo weekend, który sobie wybraliśmy na podróż (jedyny możliwy dla nas) był świątecznym weekendem (President’s Day 13-16 lutego) w Stanach, i dzięki temu wstępy do Parków były darmowe. O dziwo, nie oznaczało to wcale tłumów ludzi, o których dużo się naczytałam w okresie letnim. Dlatego, jeśli kiedyś w tym czasie będziecie w USA, ruszajcie w parki!

Namiot, kojoty i parówki. 

I tak oto znaleźliśmy się zupełnie sami na pustej pustyni, oświetlanej złotymi promieniami powoli zachodzącego słońca. Zostawiliśmy auto na parkingu, spakowaliśmy manatki i zaczęliśmy schodzić w dół ścieżką w stronę rozległej przestrzeni. Przepisy nakazują rozbicie namiotu minimum jedną milę od drogi, więc po przejściu tego dystansu, znaleźliśmy małe, płaskie wzgórze i zdecydowaliśmy, że to dzisiejszej nocy będzie nasze podwórko. Otoczeni skamieniałymi drzewami, kolorowymi wydmami i kilometrami dzikiej przestrzeni, oglądaliśmy niesamowity zachód słońca.

Noc była dość chłodna, ale cicha. Cisza rozbrzmiewała w uszach, żadnych ptaków, żadnych owadów, żadnych odgłosów. Tylko raz, nad ranem, obudziło nas szczekanie kojotów gdzieś z oddali. Nigdy nie widzieliśmy kojota wcześniej i nie wiedzieliśmy jak się zachowają, więc na wszelki wypadek wodę z parówek po kolacji wylaliśmy baaardzo daleko od namiotu :)

Jako, że mieliśmy bardzo napięty grafik na następny dzień, postanowiliśmy wstać jeszcze przed wschodem słońca. Droga powrotna do samochodu zeszła nam na podziwianiu niesamowitych formacji dookoła, oświetlonych dopiero budzącym się słońcem.

Czy to drzewo czy to głaz?

Nasze miejsce campingowe znajdowało się na samym początku Skamieniałego Lasu, więc zaraz po powrocie do auta, jeszcze przed śniadaniem, pojechaliśmy drogą wgłąb parku, żeby zobaczyć jeszcze więcej cudów natury. Stożkowe wydmy, malowane na niebiesko, purpurowo i szaro, dzięki obecnym w gruncie minerałom żelaza, węgla, magnezu i innym, wznosiły się majestatycznie przy drodze. Intensywnie kolorowe skamieniałe kłody, powstałe przez minerały uwolnione z nasyconej krzemionką wody, leżały na szlakach. Taki kawał drzewa jest na prawdę ciężki – 0.02 m³ potrafi ważyć ok. 90 kilogramów! I nawet bez problemu zbyt dużej wagi okazów – zbieranie kawałków skamieniałych drzew jest surowo zakazane. Podczas dalszej drogi, w okolicach parku mijaliśmy dużo miejsc, które oferowały sprzedaż tego samego rodzaju skamieniałych drzew, jednak, podobno, pochodziły one z prywatnych terenów.

W Parku zostały również odnalezione skamieniałości – w tym jedna z najwcześniejszych skamielin dinozaurów w Ameryce Północnej (“Gertie”).

Droga 66

Po opuszczeniu kolorowych parków, kontynuowaliśmy naszą trasę w stronę Wielkiego Kanionu – popularną Drogą 66 (Route 66). Jest to najsłynniejsza droga w Ameryce. Przebiega przez 8 stanów, łącząc Chicago z Santa Monica w Kalifornii, przez 3940 km. Podczas mojej wyprawy kilka razy przez nią przejeżdżałam, byłam także na jej końcu.
Przed ruszeniem w dalszą, widokową trasę do Wielkiego Kanionu, zatrzymaliśmy się jeszcze na chwilę w małym i uroczym studenckim miasteczku Flagstaff. A Władek stwierdził, że mógłby tam studiować. Eh, przy takiej naturze dookoła to na pewno :)

Następne części relacji z wyprawy już wkrótce!

***

Podobało się? Polub na Facebooku, podaj dalej i daj znać co myślisz w komentarzach! 

Sharing is caring!

3 thoughts on “[USA] Drogowe wojaże 1 – Skamieniały Las i Pstra Pustynia

  1. wow, az mi brakuje tych krajobrazow jak patrze na te zdjecia! Dobrze, ze nie musialas tam podrozowac sama bo mimo wszytsko sa to dosc ciche ale niebezpieczne miejsca

    1. Nie dziwię się, krajobrazy przepiękne i zapadają głęboko w pamięć! Co do niebezpieczeństwa w tych miejscach, to na szczęście nic złego nie doświadczyłam i mam same pozytywne wspomnienia :)
      Pozdrawiam!

  2. Jako wielki fan serialu Breaking Bad, zazdroszczę Ci pobytu w mieście, którego nazwa jest mega problematyczna w pisaniu – Albe… Albuquerqi … Alburquerque :)

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *